W sezonie wiosennym poziom 1.Liga 7x7 jest na tyle wysoki, że co kolejkę możemy mówić o hicie. Nie wątpliwe do takiego miana kandydowało starcie Team Ivulin Rabona z Moszna Squad. Na jesieni górą minimalnie byli Białorusini, co ustawiło ich na pole position w wyścigu o mistrzostwo. W tym sezonie obie drużyny zdążyły już stracić punkty i z pewnością nie miały zamiaru powtórzyć tego „osiągnięcia”. Mecz rozpoczął się od spokojnego wyczekiwania oraz koncentracji w rozgrywaniu własnych akcji. Pierwsi „pękli” nominalni goście, którzy popełnili dwa karygodne błędy w obronie. Walcząc o najwyższe cele nie mowy, aby podobne zagrania uszły płazem i nie inaczej było tym razem. W ciągu jednej minuty Matvej Murashko oraz Pavel Klimiankou zapewnili swojej drużynie komfort na dalszą część spotkania. Moszna Squad po chwilowym wstrząsie wróciła do „żywych” i próbowała odrabiać straty. Dość szybko, bo już po pięciu minutach gola zdobył Karol Nowak, lecz jeszcze przed przerwą Dmitry Shylo zapewnił Rabonie dwa trafienia przewagi. Przy tak solidnie grającej drużynie gospodarzy i niesolidnych gościach, wynik 3:1 dawał duże szanse na zdobycie kompletu punktów tym pierwszym. Jeśli jednak Moszna Squad stawia się na meczu w szerokim zestawieniu, to nawet przy nie najlepiej funkcjonującym kolektywie, jest w stanie zagrażać indywidualnościami. Tak właśnie było w 29. minucie, gdy Michał Głębocki miał zbyt dużo miejsca przed polem karnym i precyzyjnym uderzeniem umieścił futbolówkę tuż pod poprzeczką. W kolejnych akcjach wynik się nie zmieniał, aż do 46. minuty i gola Chalsava Ustinovicha na 4:2. Wydawało się, że to trafienie rozstrzygało o losach rywalizacji, lecz już w kolejnej akcji Karol Nowak wlał nieco nadziei w szeregi gości. Happy endu nie było, ponieważ Moszna rozsypała się niczym domek z kart i ostatecznie uległa Teamowi Ivulin Rabona 7:3. Gospodarze zagrali typowy dla siebie, solidny kawałek futbolu, skupiając się na efektywności. Dzięki temu ich sytuacja w tabeli wygląda obiecująco i do następnej kolejki podejdą jako lider rozgrywek.