ISpot Poland na inaugurację musiał uznać wyższość przeciwnika. W drugiej kolejce mieli nieco ułatwione zadanie, ponieważ ich przeciwnikiem był FC Samand, który rozgrywał drugi pojedynek tego samego dnia (pierwszy przegrał 14-4!) .Spowodowało to nieco „losowy” skład gości, co dodatkowo zagrało na ich niekorzyść. Jeśli jeszcze dodamy do kadrę, z którą gospodarze śmiało mogliby wystąpić w meczu jedenastoosobowym, to wynik był niemalże rozstrzygnięty jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Tyle w teorii. W praktyce przez pierwszy kwadrans prezentowali się nieco lepiej od rywali, ale nie przekłuli tego w efekty bramkowe. Skuteczni za to byli goście – trafiając w 17. oraz 18. minucie niespodziewanie wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Im dalej w las, tym lepsza była ich gra. Co prawda w pierwszej połowie nie powiększyli dorobku, ale po przewie sztuka ta udawała się kilkukrotnie. Ispot Poland odpowiedział ledwie trzema trafieniami, co nie mogło przynieść im punktu. W szeregach FC Samand zdecydowanie najlepszy był jeden z podopiecznych Andrzeja Krawczyka, Krystian Szydlik, autor czterech goli. Gospodarze finalnie przegrali 3:7 i pod względem wyniku rozczarowali. Natomiast jeśli chodzi o wszelkie pozostałe aspekty, zdecydowanie dali się poznać z pozytywnej strony – mimo kiepskiego rezultatu nie było tarć w zespole, a z ławki rezerwowych nieprzerwanie słychać było wsparcie. Niewątpliwie jest to dobra droga do zdobycia pierwszych punktów.