Podsumowanie sezonu 5. Liga Szóstek!

Piąty poziom rozgrywkowy to już nie przelewki, zimą występowały tu bowiem naprawdę uznane marki np. Dream Team Warsaw, Zmarnowane Talenty czy Walec. Wszystkie te ekipy musiały jednak obejść się smakiem, bezapelacyjnie najlepsi okazali się bowiem zawodnicy Inferno Teamu. Zespół ten w trakcie całych rozgrywek dał się pokonać zaledwie raz, kończąc rywalizację z bezpieczną przewagą nad resztą stawki. Walka o pozostałe dwie lokaty na „pudle” była natomiast bardzo zażarta. Finalnie zwycięsko wyszli z niej gracze Czumy, którzy sięgnęli po srebrne krążki. Podium uzupełniła Laga Warszawa, która wyprzedziła UKS Południe Czosnów.

Jak już podkreślaliśmy w leadzie, mistrzem 5. Ligi Szóstek został Inferno Team. Trzeba zresztą przyznać, że ekipa Igora Patkowskiego sięgnęła po trofeum z zaskakującym luzem, wręcz łatwością. Już początek rozgrywek zdawał się zwiastować, że oto mamy poważnego kandydata do końcowego triumfu. Zawodnicy w błękitnych trykotach najpierw pokonali bowiem FC Shadows (8:6), a w kolejnych tygodniach stale wydłużali swoją serię, pokonując kolejno Czumy (7:3), Zmarnowane Talenty (8:7), a także Lagę Warszawa (5:4). Ich marsz po złoto wyhamował nieco po porażce z UKS-em Południe Czosnów (3:5), ale plama ta została przez nich błyskawicznie zmazana. Następne tygodnie w ich wykonaniu to wygrane z Walcem (9:6), Bulbulantusem (9:8), a także East Crew (7:3). Ten ostatni triumf sprawił, że na kolejkę przed zakończeniem zmagań mogli już być pewni pierwszej lokaty. Być może fakt ten miał wpływ na ich postawę w ostatniej serii gier, gdy podzielili się punktami z Dream Teamem Warsaw (5:5), ale rezultat ten nie miał już dla nich głębszego znaczenia. Fakty są bowiem takie, że IT został mistrzem, mając na koncie 22 punkty i aż o sześć wyprzedzając kolejne dwie ekipy. Warto w tym miejscu podkreślić, że o taki sukces byłoby dużo trudniej gdyby nie znakomite indywidualności. Świetny sezon ma za sobą Hubert Załuska, który oprócz znakomitej gry w defensywie imponował również z przodu (3 gole i 8 asyst), wobec czego zasłużył w naszych oczach na miano obrońcy sezonu. Fantastyczne liczby zanotował również Artur Cioth (9 goli i 15 asyst), który zgarnął statuetkę dla najlepiej podającego. Bezsprzecznym królem polowania został jednak Stanisław Tymiński (25 goli i 5 asyst), który wygrał klasyfikację strzelców, dokładając do tego trofeum dla Zawodnika Sezonu.

Po bardzo zaciętej walce drugie miejsce wywalczył finalnie zespół Czumy, dla którego – możemy chyba śmiało to napisać – jest to spory sukces. Tym bardziej, że minione rozgrywki były w ich wykonaniu dość chimeryczne. Zawodnicy w białych strojach nie potrafili potwierdzić wysokiej formy w większym wymiarze czasowym, przez co nie byli również w stanie złapać dłuższej serii zwycięstw. Tylko raz udało im się wygrać dwa razy z rzędu – w drugiej serii gier z Bulbulantusem (4:3) i tydzień później przeciwko Zmarnowanym Talentom (6:4). Zdecydowanie częściej wygrane przeplatali niestety z wpadkami, co być może kosztowało ich tytuł mistrzowski. Z drugiej strony nie ma co popadać w defetyzm, wywalczenie srebrnych medali – jak już wcześniej podkreślaliśmy – to naprawdę duże osiągnięcie. Tym bardziej, że jeszcze na kolejkę przed końcem wcale nie było to takie pewne. Czumy zapewnili sobie wicemistrzostwo rzutem na taśmę, pokonując w bezpośrednim starciu Lagę Warszawa (6:3) i w ostatecznym rozrachunku wyprzedzając ten zespół. I tak jak „Biali” zajęli finalnie drugą lokatę, tak śmiało możemy napisać, że Piotr Koźniewski zajął drugie miejsce w klasyfikacji na Zawodnika Sezonu, ustępując jedynie Stanisławowi Tymińskiemu z Inferno Teamu. Koźniewski także ma jednak za sobą fenomenalny czas, strzelając 18 goli, notując 8 asyst i aż 6-krotnie zgarniając nagrodę dla MVP meczu. To w ogromnej mierze ten gracz ciągnął ofensywną grę swojej drużyny.

Brązowe krążki przypadły w udziale zawodnikom Lagi Warszawa. Zespół ten początkowo wydawał się najpoważniejszym konkurentem Inferno Teamu w walce o mistrzostwo, z czasem niestety zupełnie wytracił impet. Dość powiedzieć, że po trzech triumfach w trzech pierwszych kolejkach (4:3 z East Crew, 5:3 z FC Shadows i 6:4 z UKS-em Południe Czosnów), w kolejnych sześciu spotkaniach zaledwie raz udało im się podnieść z murawy komplet „oczek”. Miało to miejsce w starciu przeciwko Zmarnowanym Talentom, wygranym 4:1. Oprócz tego w przedostatniej serii gier otrzymali jeszcze walkowera od Dream Teamu Warsaw, a ich dorobek punktowy dopełnia remis z Bulbulantusem (6:6). Warto z kolei podkreślić, że Laga przegrała oba spotkania z pozostałymi medalistami – najpierw z IT (4:5), a następnie z Czumy (3:6). Do tego doszła jeszcze wpadka przeciwko Walcowi (3:6), która w ogólnym rozrachunku pozbawiła ich drugiej lokaty. Nie ma natomiast co wybrzydzać, trzecie miejsce na piątym poziomie rozgrywkowym to naprawdę bardzo dobry wynik jak na debiutanta. Po tak obiecującym początku, na wiosnę będziemy natomiast wymagać od nich dużo więcej! Nie mamy przy tym wątpliwości, że mają predyspozycje, by sprostać temu wyzwaniu. Fundamenty mają kapitalne – w bramce cuda wyczyniał momentami najlepszy golkiper sezonu zimowego Antoni Duda, z przodu świetnie prezentował się z kolei Hubert Szalski (15 goli i 5 asyst).

Tuż za „pudłem” zmagania kończy UKS Południe Czosnów, którego zawodnicy mogą pluć sobie w brodę, słaby początek rozgrywek zniweczył bowiem ich wysiłek i doskonałą postawę w drugiej części. Ekipa w koszulkach w biało-granatowe pasy na inaugurację pokazała się co prawda ze znakomitej strony, gromiąc Dream Team Warsaw aż 9:1, potem jednak poniosła trzy kolejne porażki, które w praktyce pozbawiły jej medali. Fatalna seria rozpoczęła się od meczu z East Crew (4:5), a w kolejnych tygodniach przedłużali ją najpierw FC Shadows (1:4), a następnie Laga Warszawa (4:6). Przełom nastąpił dopiero w pojedynku z późniejszym mistrzem – Inferno Teamem. Gracze UKS-u wygrali wówczas 5:3 i uwierzyli, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Do końca sezonu nie przegrali już ani razu, notując łącznie cztery zwycięstwa i jeden remis (6:6 z Czumy). Wspomniany podział punktów okazał się niestety brzemienny w skutkach, w przypadku wygranej to właśnie do tej drużyny powędrowałby puchar za zdobycie drugiego miejsca. Tak czy inaczej zespół z Czosnowa może po zimowej kampanii dumnie trzymać głowę w górze. Zawodnicy nie poddali się w trudnym okresie i udowodnili, że naprawdę dobrze potrafią grać w piłkę. Nie mamy zresztą większych wątpliwości, że już na wiosnę pokuszą się o powrót na „pudło”.

Piąte miejsce dla Zmarnowanych Talentów, które – podobnie jak UKS Południe Czosnów – zanotował bardzo dobrą końcówkę sezonu. Co prawda ekipa Artura Jarosza zanotowała także niezły początek – 6 punktów w 3 meczach – ale potem przytrafiły jej się trzy porażki z rzędu, które mocno ograniczyły jej szanse na zakończenie rozgrywek w czołowej trójce. Tym bardziej, że każda z nich poniesiona była w meczach przeciwko bezpośrednim konkurentom – najpierw z Czumy (4:6), następnie z Lagą Warszawa (1:4), aż wreszcie ze wspomnianą drużyną z Czosnowa (4:5). Gracze występujący na co dzień w naszej Lidze Siódemek nie złożyli jednak broni, odnosząc na finiszu rozgrywek trzy zwycięstwa pod rząd. ZT ugrały pełną pulę w pojedynkach z East Crew (5:4), FC Shadows (5:3) i Walcem (5:2), co nieomal pozwoliło im awansować na podium. „Nieomal”, gdyż do osiągnięcia tego celu zabrakło finalnie… jednego punktu. Smutek jednych jest szczęściem innych, a tym razem po ostatnim gwizdku cieszyli się gracze Czumy i Lagi Warszawa. Nie zmienia to natomiast faktu, że za Zmarnowanymi Talentami całkiem dobry sezon, będący odpowiednim przetarciem przed powrotem na większy plac. Dobrym prognostykiem może być zwłaszcza dyspozycja Łukasza Jarosza (10 goli i 3 asysty), Michała Wiwegera (8 goli i 4 asysty) oraz Bartłomieja Niedziałkowskiego (3 gole i 8 asyst).

Bezsprzecznie największym przegranym minionego sezonu jest Dream Team Warsaw, który w kuriozalnych okolicznościach pozbawił się szansy na mistrzostwo. Drużyna Maćka Szpakowskiego sezon rozpoczęła słabo, w pierwszych trzech kolejkach potrafiła ograć jedynie Walec (4:2), przegrywając w tym czasie zarówno z UKS-em Południe Czosnów (1:9), jak i Zmarnowanymi Talentami (3:8). Potem było już zdecydowanie lepiej, a cztery wygrane pod rząd sprawiły, że zawodnicy w błękitno-szarych trykotach powrócili do walki o najwyższe cele. Tym bardziej, że w przedostatniej serii gier udało im się pokonać Lagę Warszawa, co otwierało im drogę do tytułu. Taki wynik sprawiał bowiem, że przy zwycięstwie w ostatniej kolejce nad Inferno Teamem to „Szpaku” i jego świta będą mogli świętować wygranie ligi. Niestety, bezpośredniego starcia o złoto się nie doczekaliśmy, mecz z Lagą został bowiem zweryfikowany jako walkower dla przeciwników. Powód? W drużynie DTW wystąpił nieuprawniony do gry zawodnik. Abstrakcji całej historii dodaje także fakt, że protest nie został złożony przez żadnego z zawodników Lagi. Tak czy inaczej mecz pomiędzy DTW a IT doszedł do skutku, ale jego ciężar gatunkowy był zdecydowanie niższy – jedni byli już pewni mistrzostwa, drudzy walczyli już jedynie o podium. Remis 5:5 sprawił, że Dream Team Warsaw i w tej kwestii musiał obejść się smakiem, kończąc rozgrywki dopiero na szóstej pozycji.

Na siódmej pozycji rozgrywki zakończyli East Crew, którzy dla odmiany zaliczyli bardzo solidny początek i słabiutki koniec. Inauguracja nie przebiegła co prawda po ich myśli (porażka 3:4 z Lagą Warszawa), ale potem zespół rodem z Ukrainy ewidentnie wziął się w garść, ogrywając kolejno: UKS Południe Czosnów (5:4), Walec (10:3) oraz Bulbulantus (5:4). Dziewięć punktów po czterech meczach pozwalało sądzić, że mamy do czynienia z poważnym kandydatem do zdobycia medali. Niestety, następnie tygodnie zupełnie nie przebiegały po myśli graczy zza naszej wschodniej granicy. Ich zwycięską serię przerwała ekipa Czumy (2:5), która zapoczątkowała jednocześnie nową, tym razem zdecydowanie mniej pozytywną passę. Gracze w różowych trykotach przegrali łącznie cztery mecze z rzędu, nie tylko tracąc szanse na awans do czołowej trójki, ale wikłając się jednocześnie w walkę o utrzymanie. Ligowy byt udało im się zapewnić dopiero w ostatniej serii gier, kiedy ponownie zeszli z murawy zwycięscy, po pokonaniu FC Shadows (8:6). Ogólnie – patrząc na ich możliwości – miniony już sezon mogą jednak zapisać po stronie rozczarowujących. Choć dobrą kampanię mają za sobą Valerii Handiak (14 goli i asysta), Miachail Fedko (3 gole i 7 asyst) czy Bohdan Havryliv (7 goli i 2 asysty), całościowo powinniśmy wymagać od nich nieco więcej.

„Oczko” niżej uplasowała się inna ukraińska drużyna – FC Shadows. Zespół ten debiutował zimą w Lidze Bemowskiej i trzeba przyznać, że początek miał naprawdę trudny. Już na początku mierzył się z dwoma późniejszymi medalistami – Inferno Teamem (6:8) i Lagą Warszawa (3:5). Nieznaczne porażki mogły jednak dawać nadzieję na lepsze „jutro” i tak w rzeczywistości było. Premierowe zwycięstwo nadeszło w trzeciej serii gier (9:5 z Bulbulantusem), a już dzień później ekipa w czarnych trykotach rozprawiła się z UKS-em Południe Czosnów, wygrywając 4:1. Potem przyszła co prawda nieco nieoczekiwana porażka z Walcem (3:7) ale reakcja była znakomita – zwycięstwo 10:5 nad Czumy. To był jednak ostatni pozytywny akcent tego sezonu. Trzy ostatnie mecze w ich wykonaniu – pomimo przyzwoitej gry – to komplet porażek, kolejno z Dream Teamem Warsaw (3:4), Zmarnowanymi Talentami (3:5) oraz East Crew (6:8). I choć finalny dorobek (9 punktów, 8. miejsce) nie rzuca na kolana, warto mieć tę ekipę na oku. Pole do rozwoju jest bowiem szerokie i wydaje nam się, że FC Shadows z każdym kolejnym sezonem będą notować progres. Fundamenty mają bardzo solidne, duet Vlad Raschmaii (11 goli i 6 asyst) i Kyrylo Semereniio (11 goli i 5 asyst) znakomicie bowiem współpracuje, gwarantując tym samym solidną liczbę zdobytych bramek.

Sporym rozczarowaniem była niewątpliwie także postawa Walca, który po zajęciu przedostatniej, dziewiątej lokaty, pożegnał się z tym poziomem rozgrywkowym. Trudno jednak by było inaczej, skoro zawodnicy w zielonych strojach zdołali w trakcie całej minionej kampanii zwyciężyć zaledwie dwukrotnie. Miało to miejsce w czwartej, a także w szóstej serii gier, gdy ogrywali odpowiednio FC Shadows (7:3) i Lagę Warszawa (6:3). Były to niestety nieliczne momenty, w których gracze tej ekipy mogli schodzić z murawy uśmiechnięci. Pozostałe siedem spotkań kończyło się natomiast ich porażkami, część bardzo bolesnymi, że wspomnimy choćby o starciach przeciwko East Crew (3:10) czy Bulbulantusowi (8:15). Finalny efekt był zatem taki, że „Zieloni” spadli z ligi, co – patrząc na przebieg rozgrywek – nie jest dla nich rozstrzygnięciem krzywdzącym. Pozostaje nam mieć nadzieję, że zespół ten w przerwie między sezonami zdołał obudzić się z zimowego snu i na wiosnę powróci w odświeżonej, lepszej i skuteczniejszej wersji. Tak naprawdę jedynym plusem zakończonego sezonu była w ich przypadku postawa Illii Dehody (3 gole i 8 asyst), który na murawie meldował się jednak zaledwie czterokrotnie.

Na miano „czerwonej latarni” zasłużył z kolei Bulbulantus, który zamknął stawkę z dorobkiem zaledwie dwóch punktów. Zespół Adama Dobromysławskiego przez cały okres trwania sezonu miał ogromne problemy kadrowe, wobec czego nie był w stanie nawet zbliżyć się do wyników z ubiegłej zimy. Finalnie drużyna w białych trykotach jedynie dwukrotnie potrafiła uniknąć porażki. Co ciekawe, wyszła z tego miniseria – w siódmej serii gier zremisowali oni z Lagą Warszawa (6:6), w kolejnym meczu pokonali natomiast Walca (15:8). To daje nam rzecz jasna czteropunktowy dorobek, ale jeśli dorzucimy do tego dwa walkowery – oddane Dream Teamowi Warsaw i UKS-owi Południe Czosnów – otrzymamy liczbę (a w zasadzie cyfrę) wspomnianą na początku akapitu. Jeśli mielibyśmy szukać w tej drużynie jakichkolwiek jaśniejszych punktów, wskazalibyśmy na Marcina Banasiaka, który zakończył rozgrywki z całkiem solidnym bilansem 6 meczów, 8 goli, 4 asyst i 1 tytułu MVP meczu.

zima_2024_sezon_5.png

 

Sponsorzy